- Fort, zabierz stąd Draksa tak, żeby mógł porozmawiać z Parthenią.
- A to dlaczego? - Zakochał się w niej na serio. Jeśli ją teraz utraci, nigdy sobie tego nie wybaczy. Zacznij z nią flirtować, to jedyny sposób, żeby porzucił swoją niemądrą pozę i przestał udawać. - Lepiej ty się tym zajmij, bo kiedy ja flirtuję z dziewczynami, żadna nie bierze mnie poważnie. - Danielu, chłopcze drogi - Alec poklepał naiwnego druha po ramieniu - nie przejmuj się tym! Zrób, jak ci mówię. Muszę na chwilę wyjść, aby pomówić z pewną damą - dodał znacząco. - Aha. - Fort pokiwał głową ze zrozumieniem, rozglądając się, żeby sprawdzić, o kogo chodzi. Alecowi trudno było okłamywać przyjaciół, lecz gdyby powiedział im prawdę, z pewnością chcieliby go wspomóc, a on nie mógł posłać ich przeciw Kozakom Kurkowa. Co innego, gdyby chodziło o jego braci! Poradziliby sobie nawet z całym oddziałem! Ale jego kompani nie byli żołnierzami, tylko porządnymi chłopcami z towarzystwa. Widząc, jak Fort steruje Draksem, popychając go ku Parthenii, Alec miał nadzieję, że przyjaciel przestanie wreszcie grać niemądrą komedię i zyska niepowtarzalną sposobność zdobycia względów bogdanki. Wziął, z podsuniętej mu przez lokaja tacy, nowy kieliszek i podszedł do Kurkowa z hulacką poufałością. Widocznie zrobił na nim wrażenie u Brooke'a, bo książę poznał go od razu. - Ach, lord Aleksiej. Miło mi pana znów widzieć. - Mnie również, wasza wysokość. - Alec trącił się z nim kordialnie kieliszkiem. - Zdrawstwujtie! - Bolszoje spasiba. - Kurkow zaśmiał się gardłowo. - Przepraszam? - To znaczy: „Bardzo dziękuję”. Taki... ee... rosyjski zwrot grzecznościowy. - Aha! - Alec się zaśmiał. Ulżyło mu. Przez moment sądził, że Kurkow przejrzał jego podwójną grę. Na szczęście się mylił. Szybko zmienił temat. - Co pan sądzi o Brighton, wasza wysokość? - Owszem, miłe miejsce. Można się tu zabawić. - Widział pan może pawilon? - spytał poufałym tonem. Kurkow się skrzywił i pokiwał głową, co miało oznaczać pogardę dla osobliwych projektów przyszłego króla. Alec uśmiechnął się lekko. - Ach, coś mi się przypomniało. Chciałem pana spytać o zameczek myśliwski. - Założył ręce na plecy niedbałym gestem. - Moi przyjaciele i ja od pewnego czasu pragniemy kupić coś w tym rodzaju, ale nie znaleźliśmy niczego odpowiedniej wielkości. Niedawno rozmawialiśmy o tym przy kartach i ktoś nam wspomniał, że ma pan taką posiadłość na sprzedaż. Zdaje się, że gdzieś w Yorkshire. - Tak? - spytał książę. Alec wstrzymał dech, bo Kurkow spojrzał na niego nieco podejrzliwie. Ale zaraz książę wzruszył ramionami. - Owszem, ale już nie jest na sprzedaż. Szkoda, że nie wiedziałem o tym wcześniej, bo powiadomiłbym mego radcę prawnego, żeby przyjął rozsądną ofertę. Nie mam z tej posiadłości żadnego pożytku. Niestety, po namowach pewnej młodej damy postanowiłem, że będzie to moja stawka w dorocznym turnieju wista. Aleca wprost poraziła ta wiadomość, choć nie dał tego po sobie poznać. - W turnieju... wista? - spytał nieco zdławionym głosem. - Tak. - Kurkow pociągnął łyk ponczu. - Lady Parthenia West - land udziela się w towarzystwie dobroczynnym, które go organizuje. - Ależ... wpisowe wynosi dziesięć tysięcy funtów! - Alec musiał dokonać niesłychanego wysiłku, żeby ukryć zaskoczenie. - Istotnie - odparł sucho Kurkow, zauważając jego zdumienie. - Stawka, jak mi mówiono, uległa podwojeniu i dlatego damy pozwalają graczom stawiać w zakład także posiadłości, powozy, klejnoty i tym podobne rzeczy, jeśli całkowita ich wartość równa się