- Nie chcę być wścibski, ale co zamierzasz zrobić? - spytał.
- Z czym? - Z szukaniem partii dla kuzynki i siebie, zważywszy na ostatni skandal. Nie jest to najdyskretniejszy z twoich romansów. Zignorował uwagę. - Panna Gallant mieszka w moim domu od ponad trzech tygodni. - Tak, ale kochanka ukryła przed tobą swoją tożsamość. - Nie jest moją koch... - Mimo twojego bogactwa i pozycji niektóre z najbardziej obiecujących kandydatek na żonę nie zechcą przyjmować twoich wizyt, skoro mieszkasz pod jednym dachem ze szlachetnie urodzoną... guwernantką, która w dodatku zamordowała podobno ostatniego kochanka. Dla ciebie to może być podniecające, ale nie dla przyzwoitej młodej damy. - Powinieneś być zadowolony. Zostanie więcej panien dla ciebie. - Lucienie, nie zmieniaj... Balfour nagle stanął jak wryty. - Co powiedziałeś? - Powiedziałem, że nie dla przyzwoitej... - Nie. Wcześniej. Na twarzy Roberta odmalowało się zdziwienie. - Dużo mówiłem. Powinieneś zapamiętywać moje perły mądrości. - Powiedziałeś „szlachetnie urodzona kochanka”. - „Szlachetnie urodzona guwernantka” - sprostował wicehrabia. - Nie rozumiem... - Robercie, zapomniałem, że mam pilną sprawę do załatwienia - przerwał mu Lucien i wyszedł na jezdnię, żeby zatrzymać dorożkę. - Zobaczymy się wieczorem. - Dobrze - zawołał za nim Belton. Balfour kazał dorożkarzowi jechać na Grosvenor Street. Alexandra Gallant pochodziła z arystokratycznego rodu. Miała zaszarganą reputację, ale była szlachetnie urodzona. Doszedł do wniosku, że musi pomyśleć. - Nie idę. - Zdjęła naszyjnik i odłożyła go na nocny stolik. - Pies zamerdał ogonem. - Dziękuję, Szekspirze. Dobrze, że się ze mną zgadzasz. Drzwi łączące jej sypialnię z pokojem Rose otworzyły się z hukiem. - Lex? - Wejdź. - Nie jest przypadkiem zbyt różowa? - Panna Delacroix okręciła się przed lustrem. - Chyba tak. - Wcale nie. Wyglądasz ślicznie. Dziewczyna nachyliła się i pocałowała ją w policzek. - Och, wiem. Cudowna, prawda? - Zrobiła kolejny obrót, szeleszcząc jedwabiem. - Kuzyn Lucien dzisiaj nie powie, że wyglądam jak flaming. - Na pewno. - Nawet jeśli jej nauki nic nie pomogły, lord Kilcairn miał dość rozumu, żeby nie dawać kuzynce powodu do płaczu. - Dlaczego jeszcze nie jesteś gotowa? - zdziwiła się podopieczna. Dopiero teraz zauważyła, że guwernantka siedzi bez butów i biżuterii, a włosy luźno spływają jej na plecy. - Kuzyn Lucien będzie zły, jeśli każemy mu czekać. - Nie idę. - Uśmiechnęła się na widok zaskoczonej miny Rose. - Już mnie nie potrzebujesz, a przyzwoitką może być twoja mama. - Dlaczego nie idziesz? A jeśli zapomnę języka albo zacznę rozmawiać z niewłaściwą osobą? Alexandra powstrzymała się od uwagi, że ona sama jest taką niewłaściwą osobą. - Po prostu boli mnie głowa - skłamała. - Nie martw się. Poradzisz sobie doskonale. - Och, mam nadzieję. Gdy dziewczyna wybiegła z pokoju, Alexandra spojrzała na swoje odbicie. Wcale nie zostawiała podopiecznej na pastwę losu. Jej obecność mogła przynieść Rose więcej szkody niż pożytku. Plotki były jeszcze świeże. Od kilku dni, kiedy wychodziła z domu, za każdym razem rozglądała się za Virgilem,