- Zapewniam panią, że nie są kłamliwe. Ta kobieta prześladowała lorda Welkinsa, a
kiedy zdecydowanie odrzucił jej awanse, zepchnęła go ze schodów, a potem chyba udusiła. Lekarz stwierdził, że to serce, ale William był silny jak koń i miał zaledwie pięćdziesiąt lat. - Ale nikt nie zauważył, jak to się stało, prawda? Wdowa opadła z powrotem na sofę. - Nie. Widzi pani, jaka jest przebiegła. - Muszę natychmiast ostrzec Luciena! Lady Welkins chwyciła ją za ramię. - Jeśli pani to zrobi, ona znowu ucieknie. Musi pani ją obserwować. Albo jeszcze lepiej, niech mnie zobaczy. Wtedy się wystraszy i przyzna do wszystkiego. - Pomoże mi pani? - Z przyjemnością. Fiona uśmiechnęła się nieznacznie. - Za kilka dni są urodziny mojej córki. Dopilnuję, żeby dostała pani zaproszenie. Wdowa odwzajemniła uśmiech. - Cudownie. Alexandra siedziała przy fortepianie i grała ulubioną melodię taneczną swojego ojca. Dźwięki „Mad Robina” wypełniały oświetlony blaskiem świec pokój muzyczny i rozpraszały ciszę wielkiego domu. Rose i Fiona wcześnie udały się na spoczynek, a hrabia zaszył się w gabinecie. Nawet hulaki czasami muszą popracować, pomyślała. Kiedy opuściła dom lady Welkins, sądziła, że nigdy więcej nie zobaczy tej kobiety. Margaret Thewles miała wszelkie prawo opłakiwać zmarłego męża, ale nie musiała się ośmieszać, obwołując znanego rozpustnika świętym. Niewybaczalne było także szkalowanie Alexandry dla zachowania pozorów i uniknięcia wstydu. Gdyby wdowa nie zaczęła rozpowiadać o niej niestworzonych historii, wszyscy w Londynie szybko by o niej zapomnieli. Może dlatego wywołała zamieszanie. Dzięki niemu ludzie wiedzieli, kim jest lady Welkins. Choć przyjechała do Londynu, wcale nie musiały się spotkać. Ponieważ od śmierci męża minęło dopiero sześć miesięcy, nie mogła tańczyć, więc nie miała powodu przyjmować zaproszeń na przyjęcia. To było jakieś pocieszenie. Urodziny Rose przypadały za kilka dni, zatem nie należało się raczej obawiać, że lady Welkins narobi kłopotów przed wyjazdem Alexandry do Akademii Panny Grenville. - Pięknie grasz. Czy za to również powinienem dziękować pannie Grenville? Nie odwróciła głowy, ale zaskoczona pomyliła kilka nut. - Ojciec mnie nauczył. Umiał nie tylko malować. Lucien zbliżył się do niej tak cicho, że go nie usłyszała, tylko wyczuła ruch powietrza za sobą. - Masz jakieś jego obrazy? - Musiałam je sprzedać, żeby wyprawić rodzicom pogrzeb i popłacić rachunki. Usiadł w drugim końcu ławeczki. - Czy został ci ktoś ze strony ojca? - Paru kuzynów w North, ale nawet bym nie wiedziała, gdzie ich szukać. - Więc oboje jesteśmy samotni. Zerknęła na jego profil. - Zdaje się, że pan coraz lepiej traktuje Rose. Wzruszył ramionami. - Ona nie jest osobą, której mógłbym się zwierzać. - Jak to dobrze, że nie potrzebuje pan powiernicy. Milczał przez chwilę, słuchając muzyki. - Tak, całe szczęście, że żadne z nas nie potrzebuje bratniej duszy. Puściła jego uwagę mimo uszu. Zważywszy na obecność lady Welkins w Londynie, towarzystwo hrabiego dodawało jej otuchy. Tego wieczoru była gotowa się z nim nie spierać. - Rose i ja odbyliśmy dzisiaj krótką rozmowę - oznajmił tym samym spokojnym tonem. - Cieszę się, że staje się pan coraz bardziej uprzejmy. - W głębi duży żałowała, że