przeciętnych ludzi, z jakimi dotychczas się stykała. Nigdy
nawet przez myśl jej nie przeszło, że może kogoś takiego spotkać. Niewątpliwie było w nim coś, co odróżniało go od innych, choć Tempera nie potrafiła tego określić. Patrzyła na nieznajomego i nie mogła wykrztusić słowa. Czuła się, jakby mężczyzna, pojawiając się tu, ściągnął ją z wyżyn, na które się właśnie wspięła i gdzie przez moment zdawało jej się, że jest prawie nieśmiertelna. Patrzyli na siebie dość długo, aż w końcu dżentelmen odezwał się pierwszy: — Pozwoli pani, że spojrzę na pani dzieło. Niewątpliwie przypomina de Heema albo Bosschaerta. — Ależ... ja... nie mam aż takich... aspiracji — wyszeptała Tempera, zastanawiając się, dlaczego tak trudno jej było odzyskać głos. — „Tak jak potrafię, lecz nie tak... jak pragnę”. Instynktownie zacytowała flamandzkie powiedzenie, gdyż przed oczami wciąż jeszcze miała wspaniały obraz van Eycka. Spostrzegła zdziwienie na twarzy mężczyzny i nagle przypomniała sobie, jaką rolę miała tu odgrywać. — Prze... przepraszam — powiedziała ściszonym plusem. — Być może nie powinnam tutaj przebywać.. — Kim pani jest? — Ja... Jestem pokojówką lady Rothley. — Zatem jest pani też moim gościem — rzekł mężczyzna. 58 — I niech mi wolno będzie wyrazić mój zachwyt, iż zechciała pani malować moje kwiaty. Oczy Tempery powiększyły się ze zdziwienia. A więc to był książę! Sam książę — a ona nie domyśliła się tego. Wstała z ławki i trochę nieskładnie powiedziała: — Jeszcze raz... proszę waszą wysokość... o wybaczenie... ale nie... wiedziałam... z kim mam zaszczyt... — A niby skąd miałaby pani wiedzieć — odparł książę. — Jednak... nie chciałbym, by zabrzmiało to niegrzecznie, ale powiem, że ma pani dość niezwykły talent — jak na pokojówkę. Książę spojrzał na płótno, które Tempera trzymała w dłoniach, a ona natychmiast mu je podała. — Maluję ot tak, dla rozrywki, wasza wysokość — powiedziała, zamykając pudełko z farbami i podnosząc kapelusz. — I niewątpliwie dalej powinna pani to robić — stwierdził książę. — Muszę powiedzieć, że jestem zdziwiony, iż zdecydowała się pani uwiecznić moje kwiaty. Przeważnie artyści przychodzą tu, by malować pejzaż. — Kwiaty jest oczywiście... łatwiej... — powiedziała Tempera, uśmiechając się lekko. — Podejrzewam, że nie z tego powodu wybrała je pani — odrzekł. Tempera nie odpowiedziała. Dopiero po chwili odezwała się: — M...myślę, wasza wysokość... że powinnam wracać do... zamku. Pani może mnie potrzebować.