dawał sobie radę z małym Maksem, którego wspólnie odnaleźli. Może
Diaz był teraz w domu, z rodziną. Nie, to śmieszne. Milla nigdyw życiu nie spotkała kogoś mniej nadającego się na ojca rodziny niż Diaz. Jak w ogóle tak twardy, oschły, patologiczny samotnik mógł żyć na stałe z kimkolwiek? To z kolei uświadomiło Milli, jak głupia była jej własna fascynacja tym człowiekiem. Ale chemia już działała i rozsądek nic tu nie mógł an43 245 poradzić. Milla po prostu nie przestawała myśleć o tym ponurym draniu. Nie tylko Diaz zapadł się pod ziemię. Na szczęście True także gdzieś zniknął; i tak nie widywali się zbyt często, ale Milla obawiała się, że po ostatnich wydarzeniach Gallagher może stać się nachalny. Wprawdzie powiedział, że da spokój - ale czy naprawdę był do tego zdolny? Poza tym Milla spodziewała się wpaść na niego na którejś z imprez towarzyskich. Cóż, albo Gallagher wyjechał z miasta, albo znalazł sobie jakąś wyjątkowo apetyczną Miss Września. Milla miała nadzieję, że chodziło o to drugie. To pomogłoby True zapomnieć o otrzymanym ostatnio koszu. W drugim tygodniu września zadzwoniła jej matka i zaprosiła Millę do siebie. Nie widziała się z tatą i mamą od wiosny, kiedy to Ross i Julia pojechali ze swoimi rodzinami na urlop i szansa spotkania ich u rodziców spadła do zera. Teraz zaczynała się szkoła, było sporo roboty z dzieciakami, co oznaczało, że rodzeństwo będzie najprawdopodobniej zajęte i raczej nie będzie mieć czasu na wizyty u staruszków. Zresztą mama na pewno zadzwoni do nich i poinformuje, że Milla przyjeżdża. Nie będą ryzykować. Zadowolona z tej okazji do wyrwania się z codziennego kieratu i zajęcia czymś innym niż myślenie o Diazie, Milla zrobiła sobie kilka dni wolnego i poleciała do Louisville w stanie Kentucky. Tam wynajęła samochód i pojechała przez Ohio River to małego miasta w południowej Indianie, gdzie mieszkali rodzice. an43 246 Jej tata miał sześćdziesiąt pięć lat i niedawno przeszedł na emeryturę, odchodząc z firmy zajmującej się księgowością. Mama, nauczycielka w podstawówce, zastała emerytką rok wcześniej. Ojciec już od jakiegoś czasu przebąkiwał coś o przeniesieniu się na Florydę, gdzie miałby wreszcie spokój z odgarnianiem śniegu. Ale matka nie zamierzała opuszczać domu, w którym przeżyła czterdzieści lat, wychowawszy troje dzieci. Milla zawsze myślała o tym miejscu po prostu jako o domu. Niby nic specjalnego: ot, zwykły pięćdziesięcioletni drewniany budynek z pięterkiem, dużą werandą, spadzistym dachem i masą wspomnień gnieżdżących się w każdym pokoju. Na górze były trzy sypialnie, na dole, podczas przebudowy dokonanej w latach siedemdziesiątych, duża bawialnią została zamieniona w główną sypialnię z przyległą łazienką. Kuchnia była wystarczająco duża, by cała rodzina mogła zasiąść wokół stołu przy wspólnym posiłku. Duży pokój przypominał z kolei o wspaniałych świętach Bożego Narodzenia, gdy podniecone i rozradowane dzieci kłębiły się wokół sterty prezentów ułożonych pod przystrojoną świecidełkami choinką.